Powtarzalność matką upadku

„King's Bounty” to dość mocno eksploatowana seria. Po "Wojowniczej Księżniczce", "Crossworlds" i sieciowym "Legions" dostajemy do rąk nowy, samodzielny dodatek "Wojownicy Północy". Zmienia się
King's Bounty” to dość mocno eksploatowana seria. Po "Wojowniczej Księżniczce", "Crossworlds" i sieciowym "Legions" dostajemy do rąk nowy, samodzielny dodatek "Wojownicy Północy". Zmienia się coś? Nic a nic. Zabawa też niby taka sama, tylko że nudniejsza.



Teoretycznie każdy chciałby takie dodatki jak "Wojownicy Północy". Rozegranie całej kampanii zajmuje bez mała kilkadziesiąt godzin spędzonych na walkach, zarządzaniu armią i czytaniu masy tekstu w ramach oprawy fabularnej. Na samym początku pojawia się tylko jeden problem. Nawet najbardziej zagorzałego fana bowiem – a do takich się zaliczam – w końcu trafi szlag. Nie chodzi nawet o to, że przy każdej kolejnej odsłonie "King’s Bounty" pojawia się uczucie deja vu; gorsze jest to, że twórcy przesadzili z ilością, a zapomnieli o jakości.



Powiedzmy sobie wprost: mechanika prawie w ogóle nie ulega zmianie, poza nielicznymi szczegółami. Nadal naszym głównym zadaniem jest zdobywanie doświadczenia, pływanie po wyspach, a później wojaże kontynentalne, ciułanie złota i setki, jeśli nie tysiące, walk z armiami potworów. Co jest nowe? Na przykład fabuła. Nasz protagonista to nieopierzony jeszcze Wiking, którego podstawowym zadaniem ma być odpędzenie plagi nieumarłych z wyspy, na której mieszka jego plemię. Zadanie, oczywiście, mocno się komplikuje, i musimy ruszyć w wielki świat. Szczerze mówiąc, po dziesiątej misji z ogromną ilością tekstu znacznie bardziej miałkiego niż zabawne wstawki w "Wojowniczej Księżniczce" po prostu przeklikiwałem odpowiednie zadania. Jeśli gracza nie obchodzi fabuła, to coś jest nie tak. Powiedzmy jednak, że historia jest mało ważna. Co z mechaniką? Nowalijką w tym zakresie są runy. Jak działają? Na początku każdej walki rozpoczynamy rundę z pewną liczbą run. Są ich trzy rodzaje: zwiększające możliwości ofensywne i defensywne bądź szczęście, które przekłada się na procentową szansę na dodatkowy atak. W walce runy z reguły się przydają, choć ich wpływ na wynik bitwy nie ma większego znaczenia. Tradycyjnie też pojawia się magiczny sojusznik bohatera; w tym przypadku jest ich nawet cała banda. Są to walkirie, które znacząco pomagają nam podczas walk. Dodatkowo są w stanie (poza ulepszaniem zdolności) zwiększyć ogólny poziom, jednak odbywa się to kosztem wybranego artefaktu.



Generalnie to wszystko. Mamy oczywiście też sporo nowych jednostek. Co cieszy, wojska północy dostępne są od początku, jednak i tak połowę gry przejdziemy, lejąc wrogów znanymi z poprzednich odsłon armiami. Szkoda, bo gdy nasza armia zaświeci pustkami, nie dokupimy wojsk wikińskich (bo na przykład się skończyły), ale zwykłych żołnierzy.



Największym problemem "King’s Bounty: Wojownicy Północy" jest powtarzalność. Nie dotyczy to jedynie wielu podobnych do siebie walk. Gorzej: przez 30-40 godzin odwiedzamy sporo schematycznych miejscówek (zmienionych tylko w niewielkim stopniu), a monotonia gry daje się we znaki. Twórcom zabrakło też pomysłów na ciekawe rozwinięcie serii. Katauri Interactive potrafi rzeźbić kolejne, nawet ciekawe kampanie na wysłużonym już silniku napędzającym całą serię, ale wyraźnie traci na prędkości. Przydałoby się coś nowego, a nie tylko zmiana koloru szat.



Zmian nie dostrzeżemy też w aspekcie technicznym – to wciąż stare, dobre "King’s Bounty", zarówno w kwestii grafiki i efektów specjalnych, jak i ścieżki dźwiękowej. Część utworów jest żywcem przeniesiona z poprzednich odsłon, a nowych kompozycji jest naprawdę niewiele.



Jak podsumować "King’s Bounty: Wojownicy Północy"? Ciężko mi to napisać, ale jestem zawiedziony. „Wojownicy Północy” to ogromna gra, która niby jest dodatkiem, ale przebiegiem kasuje większość obecnych na rynku strategii czy luźnych erpegów. Trzeba też przyznać, że to nadal świetna produkcja, ale już nie tak zachwycająca jak poprzednie części. Co więcej, uwiera brak kreatywności w zakresie konstrukcji historii, wojsk czy przebiegu bitew. Najlepiej zostanie przyjęta przez nowych graczy, starzy wyjadacze mogą bowiem poczuć się nieco znudzeni. 
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones